No i kolejny rok za nami… Wam też się wydaje, że zleciał jakoś za szybko, że dopiero co się zaczął i już musiał się skończyć… ? Wieczorami przeglądamy setki zdjęć i nie dowierzamy, że mimo tego, że ostatni rok był wyjątkowo „krótki”, tyle się wydarzyło. Zobaczyliśmy tyle pięknych miejsc, chodziliśmy po wulkanach, jeździliśmy na nartach, pływaliśmy kajakiem, przeżyliśmy wiele cudownych chwil !!!
Mijający rok zaczął się dla nas wyśmienicie ,w towarzystwie mega pozytywnie zakręconych ludzi ... :). Szampan z nimi na rynku w Krakowie mógł oznaczać tylko tyle, że rok 2017 będzie na pewno udany :). Dzięki Julka i Kacper !!! Wasze noworoczne życzenia dotyczące naszych wspólnych podróży spełniły się :). I mam nadzieję, że dla Was ten rok był wyjątkowy :*

STYCZEŃ
Pierwszy miesiąc roku spędziliśmy grzecznie w domu z powodu przeziębienia, z którego nie mogłam się wygrzebać przez trzy tygodnie. Domyślam się jaka była tego przyczyna 😀 Nasza definicja siedzenia w domu różni się nieco od tej ogólnie przyjętej ;). Znaczy to po prostu tyle, że nie wyjeżdżamy wtedy daleko :). A więc tak naprawdę nie siedzenie w domu było przyczyną tego, że cały styczeń byłam chora ;). Ale za to potrenowaliśmy jazdę na nartach biegowych, a najważniejsze, spotkaliśmy się z przyjaciółmi z Łodzi i Warszawy na Turbaczu :).
LUTY
W lutym wybraliśmy się na Słowację. Daleko nie mamy, więc jak tylko uda nam się wygospodarować wolny weekend, często odwiedzamy południowych sąsiadów. Tym razem pojechaliśmy pojeździć na nartach do ośrodka narciarskiego Jasna na stokach Chopoka w Niżnych Tatrach. Wybieraliśmy się tam od paru lat, ale zawsze jakoś tak nie było po drodze :). Okazało się, że ośrodek przerósł moje najśmielsze oczekiwania. Według mnie jest to najlepszy ośrodek w całej Słowacji, nie wspomnę o Polsce, w której uważam, ośrodki są dużo mniej atrakcyjne od tych słowackich. Infrastruktura rozwinęła się tak, że śmiało mogę powiedzieć, że może on konkurować z mniejszymi ośrodkami alpejskimi. Nowoczesne wyciągi, kilometry tras, przyjemne knajpki pozwalają tu spędzić parę dni, nie nudząc się wcale :). Jest tylko jeden warunek, trzeba mieć formę !!! 😀 Nas po intensywnym dniu jeżdżenia tak bolały nogi, że w następny dzień postanowiliśmy pojechać na termy do Beszeniowej. Warunkiem taplania się w gorących wodach była jednak obecność na basenach sklepu ze strojami kąpielowymi, ponieważ nie spodziewaliśmy się, że wymiękniemy po jednym dniu jazdy na nartach i nie przygotowaliśmy się na taką ewentualność :). Na szczęście sklepik był i nasze rozmiary stroju i kąpielówek też :D. Termy w Beszeniowej oceniam na duży plus, a najfajniejszy według nas jest zewnętrzny basen z barem i stolikami :). Minusem było to, że kupiłam sobie strój kąpielowy z białymi wstawkami, które po jednym dniu moczenia w brunatnej wodzie nie są już białe :). Podsumowując, jeśli będziecie się kiedyś wybierać na narty na Chopok, weźcie na wszelki wypadek stroje kąpielowe, ale koniecznie w ciemnych kolorach :).
MARZEC
Marzec niestety nie był kolorowy… :(. Zmarła jedna z najbliższych mi osób i gdyby nie krótki wypad do Portugalii, chybabym zwariowała. Trip po Portugalii odbyliśmy z dwoma super kumpelami więc miałam ekipę, która przytrzymywała mnie przy życiu :* . Po przylocie do Lizbony, wynajęliśmy samochód i od razu ruszyliśmy w trasę... Mimo, że w Portugalii byliśmy tylko 4 dni, udało nam się zobaczyć i przeżyć naprawdę dużo :). Pierwszym naszym celem była Evora. Miasteczko Evora to miejsce, w którym zatrzymała się historia. Megalityczne głazy, starożytna świątynia rzymska, romańska katedra z elementami gotyku, w której Vasco da Gama poświęcił proporce przed wyprawą do Indii, „kaplica kości”, której ściany pokrywają kości pięciu tysięcy mnichów… wszystko to sprawia, że Evora jest miejscem, które trzeba zobaczyć ! Dalej, mijając plantacje drzew korkowych, gaje oliwne, urokliwe miasteczka, ruszyliśmy na południe. Na południowym wybrzeżu, poczynając od przyjemnego Faro a kończąc na przylądku św. Wincentego, podziwialiśmy piękny krajobraz Algarve. Od dawna marzyłam o tym by tu przyjechać… i w końcu moje marzenie się spełniło :). Cudowne krajobrazy, śliczne plaże, skaliste brzegi oceanu, no bajka !! I do tego zero ludzi, ponieważ mało komu przychodzi do głowy, żeby tu przyjechać w marcu ;). Później ruszyliśmy z powrotem na północ, by być w najdalej na zachód wysuniętym miejscu Europy ( przylądek Roca), zejść klifem na śliczną plażę Praia da Ursa, zwiedzić Sintrę i Cascais, a najważniejsze spędzić dzień w pięknej Lizbonie. Mam nadzieję, że do Portugalii jeszcze wrócimy i tym razem zaczynając od stolicy, zjedziemy północną cześć tego ciekawego kraju. 🙂
KWIECIEŃ
Po ciężkim dla nas marcu, w kwietniu postanowiliśmy trochę odpocząć i wygrzać kości na węgierskich basenach termalnych :). Tym razem wybraliśmy baseny w Nyiregyhazie i Miszkolcu. Zanim tam jednak dojechaliśmy, zwiedziliśmy zamek w Sarospataku i zrobiliśmy zakupy ( i lekką degustację ;)) w Tokaju. W Nyiregyhazie nie dość, że w sąsiedztwie naszego noclegu znajdowały się termy, to jeszcze hotel dysponował dużym basenem, saunami i grotą solną. Praktycznie nie wychodziliśmy z wody, a najlepszy, podobnie jak w Beszeniowej, okazał się barek w jednym z zewnętrznych basenów w termach Aquarius :). Następnego dnia rano pojechaliśmy do Miszkolca na wyjątkowe baseny Barlangfürdő. Znajdują się one w jaskiniach !! Nigdy wcześniej nie byłam w takim miejscu :). Fajnie było je zobaczyć ale jeśli chodzi o samo taplanie się, trochę za dużo tu osób 😉
Kwiecień zakończyliśmy wycieczką w tatry słowackie. Z moją kuzynką i jej mężem poszliśmy do schroniska Teryego, które znajduje się na wysokości 2015 m n.p.m. i jest najwyżej położonym schroniskiem w Tatrach, czynnym cały rok. Mimo że nasza kondycja lekko odbiagała od ich kondycji, jakoś się w tym śniegu doczłapaliśmy i na szczęście nigdzie nie padliśmy po drodze 😀 😀 .
MAJ
Co roku, z okazji rocznicy ślubu, pakujemy plecaki i gdzieś wyjeżdżamy :). W czwartą rocznicę polecieliśmy na Kanary, by spędzić cudowny czas w małym domku na Lanzarote. Ponieważ wynajęliśmy auto, mogliśmy zamieszkać na tzw. zadupiu i stamtąd robić krótkie wycieczki po wyspie. A jest tam co robić… Ponieważ za plażowaniem nie przepadamy, spędzaliśmy czas głównie na zdobywaniu wulkanów, spacerowaniu po klifach i zwiedzaniu największych atrakcji wyspy. Wybraliśmy się również na sąsiednią wyspę La Graciosa, na której wynajęliśmy rowery i objechaliśmy ją wkoło. Tydzień spędzony w domku z widokiem na ocean, gdzie jedynym naszym sąsiadem był osioł, podładował nam akumulatory na następne miesiące :).
Gdy wróciliśmy do Polski, w ramach naszego małego projektu, by „spedałować” całą Polskę z południa na północ, pojechaliśmy rowerami z Częstochowy do Łodzi, w której odwiedziliśmy naszych dobrych znajomych :*
CZERWIEC
Ponieważ w końcu zrobiło się ciepło, mogliśmy robić rzeczy, które lubimy najbardziej :). Chodziliśmy po Tatrach, pływaliśmy na kajaku, jeździliśmy na rowerach… W Tatrach weszliśmy na Sławkowski Szczyt na Słowacji, na którym mało nie padłam, ponieważ okazało się, że nasza kondycja z roku na rok jest coraz gorsza… widoki wynagrodziły nam jednak wszystko :). Byliśmy cztery dni na spływie kajakowym na rzekach Kostrzyń, Liwiec i Bug, na którym spaliśmy w nadrzecznych krzakach, rozkoszowaliśmy się pięknem przyrody, a co najważniejsze, spotkaliśmy się z naszymi dobrymi znajomymi. Pojechaliśmy rowerami z Nowego Targu do Krakowa, i tym samym zbliżyliśmy się do Bałtyku o następne 90 km. Aktywny wypoczynek jest naprawdę super !!
LIPIEC
Lipiec znów spędziliśmy w górach i w kajaku :). Na początku miesiąca pojechaliśmy na Słowację do Słowackiego Raju, do Dedinek. Mieścina pośród gór, nad jeziorem, przypadła nam do gustu i spędziliśmy w niej trzy dni, śpiąc pod namiotem i grillując wieczorami na polu campingowym. W ciągu dnia pływaliśmy łódką po jeziorku, chodziliśmy po charakterystycznych dla Słowackiego Raju skalnych wąwozach, jeździliśmy na rowerze.
W połowie lipca wybraliśmy się nad Jezioro Pakoskie (kujawsko-pomorskie) na chrzciny mojej ukochanej Oli. Oczywiście nie bylibyśmy sobą, jakbyśmy po drodze nie zaliczyli jakiejś rzeczki albo szlaku. Ponieważ rzek w centralnej Polsce więcej niż na Podhalu, postanowiliśmy spłynąć jedną z nich. Wybór padł na spływ Grabią i Widawką, na których spędziliśmy piękny dzień ze znajomymi :).
Po górskim epizodzie na Turbaczu, pod koniec lipca znów wylądowaliśmy na rzece!! Ze znajomymi zorganizowaliśmy dwudniowy spływ Małą Panwią ( prawy dopływ Odry ). Pogoda dopisała a nocleg pod namiotem na przystani Amazonka musimy jeszcze kiedyś powtórzyć :D.
SIERPIEŃ
I tu Was nie zaskoczę, sierpień również przywitaliśmy spływem kajakowym, tym razem Dunajcem. Co zrobić, kajaki uwielbiamy, i nie potrafimy bez nich żyć :).
Ale najważniejsze, sierpień był miesiącem, w którym spędziliśmy najdłuższą i najcudowniejszą podróż roku 2017. 13 sierpnia wsiedliśmy do samolotu w Warszawie, by za dwadzieścia godzin wylądować w pięknej Indonezji !!! Indonezja nas zachwyciła. Wspaniali ludzie, przepiękne krajobrazy, pyszne jedzenie, nie było rzeczy, która się nam nie podobała. Pierwszy tydzień spędziliśmy na Bali, głównie w centralnej części wyspy, jeżdżąc na motorku pomiędzy polami ryżowymi, balijskimi świątyniami, wodospadami, i innymi cudami :). Następnie popłynęliśmy łódką na dwa dni na wyspy Gili, na których odpoczywaliśmy, pijąc drinki na plaży i nurkując pomiędzy kolorowymi rybkami. Ostatni tydzień spędziliśmy na Jawie, chodząc po wulkanach, zwiedzając piękne świątynie w okolicach Yogyakarty, podziwiając wschody słońca i pływając na dętkach od traktora na rzece w jaskini ( były też skoki do wody, ale to chyba nie było zbyt bezpieczne;)). W ostatni dzień zwiedziliśmy stolicę i niestety trzeba było wracać do domu.
WRZESIEŃ
I znów w pierwszej połowie września zawitaliśmy na Słowację. Tym razem, wraz z koleżanką, weekend spędziliśmy w Tatrach Słowackich i w Tatralandii. Pierwszego dnia wybraliśmy się nad Rohackie Plesa ( stawy w Dolinie Rohackiej ) a drugiego moczyliśmy się i zaliczaliśmy wszystkie zjeżdżalnie w najfajniejszym ( wg mnie ) parku wodnym na Słowacji. Jedynym minusem weekendu były siniaki po jeździe na zjeżdżalniach, ponieważ niektóre były naprawdę lekko hardkorowe 😉
A pod koniec września znów siedzieliśmy w samolocie, tym razem to Włoch :). W San Severino Marche mieszkają moi znajomi z dawnych lat a najlepsza przyjaciółka Mimi obchodziła właśnie we wrześniu 90-te urodziny !! Postanowiliśmy zrobić jej niespodziankę i dołączyć do organizowanej przez jej wnuczkę imprezy :). Jakie było wzruszenie i jak polały się łzy, wiemy tylko my… Mam nadzieję, że festa na setne urodziny będzie równie udana :*
Oczywiście weekend w Apeninach z wynajętym samochodem nie mógł się skończyć tylko na siedzeniu w domu u znajomych… Ponieważ lądowaliśmy w Bolonii, po drodze do San Severino zwiedziliśmy Rimini i San Marino. W okolicach San Severino natomiast odwiedziliśmy górskie wioseczki : Elcito i Pioraco, pochodziliśmy też trochę po górkach. Zabraliśmy też babcię Mimi na popołudniową wycieczkę nad morze, do Porto Recanati, w którym poznaliśmy się 18 lat temu :).
PAŹDZIERNIK
W październiku wróciliśmy na Węgry. Tym razem naszą bazą wypadową był Eger. Ponieważ do połowy października w mieście działa camping Tulipan, zatrzymaliśmy się na nim. Osobiście jednak chyba tego nie powtórzę, ponieważ w Egerze październik też już nie jest zbyt gorący i trzy noce spędzone na campingu spowodowały, że stęskniłam się za łóżkiem :D.
Na szczęście w ciągu dnia ogrzewały nas węgierskie baseny termalne i wino. Odwiedziliśmy termy w w Bogacs i w Egerze, ale najbardziej podobała nam się Dolina Pięknej Pani, gdzie w klimatycznych piwniczkach kosztowaliśmy różne gatunki węgierskiego wina, za którego lampkę płaciliśmy 1,5 zł 🙂
LISTOPAD
Pod koniec listopada polecieliśmy do Aten. Pomysł na wyjazd był mega spontanem, ponieważ wiedzieliśmy, że w tym czasie leci do Aten nasza koleżanka i postanowiliśmy zrobić jej niespodziankę :D. Rzeczywiście, była lekko zszokowana :D. W Atenach za dnia zwiedzaliśmy, wieczorami spotykaliśmy się z koleżanką i jej znajomymi. Mimo wielu negatywnych opinii, miasto to przypadło mi do gustu. Cenne zabytki starożytnej Grecji, wzgórza, z których rozpościerają się piękne widoki na miasto, bliskość morza, knajpki z pysznym jedzeniem sprawiły, że Ateny zostały sklasyfikowane bardzo wysoko w moim rankingu najfajniejszych miast europejskich 🙂
GRUDZIEŃ
W Święta Bożego Narodzenia pojechaliśmy autem do Rumunii, do krainy Maramuresz. Rejon ten już dawno chciałam odwiedzić, ponieważ słyszałam, że jest wyjątkowy. I rzeczywiście Maramuresz to miejsce inne niż wszystkie. Nie przypadkowo pojechaliśmy tam w święta. Właśnie wtedy najlepiej jest obserwować bogaty folklor i tradycje regionu. Mieszkańcy ubrani w tradycyjne stroje, kolędnicy śpiewający ludowe pieśni, przebierańcy zatrzymujący auta z prośbą o datek… coraz mniej takich miejsc, gdzie tradycja jest wciąż aż tak żywa. Na dodatek okazało się, że właściciele kwatery, w której spaliśmy urządzili nam dwudniowe świętowanie przy stole. Wraz z nimi i z czwórką innych turystów spędziliśmy razem dwa długie wieczory, jedząc rumuńskie przysmaki i pijąc trunki domowej roboty :).
Największą atrakcją turystyczną regionu jest „Wesoły Cmentarz” w miejscowości Sapanta, 2 km od granicy z Ukrainą. Kilkaset kolorowych nagrobków rzeźbionych w drewnie przedstawia sceny z życia zmarłych lub przedstawione jest na nich, w jaki sposób leżące tu osoby, zakończyły swój żywot na ziemi. Rysunkom towarzyszą często zabawne rymowanki, opisujące zmarłego.
Region ten posiada oczywiście wiele innych zabytków, tj. drewniane cerkwie, monastery itp., nie wspomnę o górach i pięknych krajobrazach, ale o tym napiszę przy następnej okazji :).
I tak oto rok 2017 minął i trzeba zacząć planować następne podróże :). Mam nadzieję, że znajdę kiedyś więcej czasu i będę mogła opisać dokładniej miejsca, które odwiedziłam w zeszłym roku ( i wcześniejsze 🙂 ). Póki co jeśli macie jakieś pytania, dotyczące miejsc, które udało mi się zobaczyć, pytajcie w komentarzach :).
2 thoughts on “Spełnione marzenia, czyli podsumowanie roku 2017”
Fantastyczne podsumowanie roku! Czekamy co wymyslicie na piata rocznice…
Wstępne plany już są, bilety kupione, jak wszystko wypali piąta będzie w Azji 🙂