Dzień 1-2
Indonezja marzyła mi się od kliku lat... W 2013 poznałam na spływie kajakowym Krzyśka, który dopiero co wrócił z półrocznej wyprawy do Indonezji, w której się zakochał i skutecznie namawiał mnie, żebym również zobaczyła ten kraj.
Indonezja zachwyciła mnie pod każdem względem. Przyjaźni ludzie, piękne krajobrazy, przepyszna kuchnia, cenne zabytki. Wszystko to sprawiło się, że i ja pokochałam ten kraj. Żałuję tylko, że byłam w nim tak krótko i nie zobaczyłam tyle, ile bym zobaczyć chciała. Ale podobnie jak Krzysiek, który planuje zamieszkać w Indonezji na emeryturze, również ja mam nadzieję, że jeszcze tam wrócę na dłużej 🙂
Nasza przygoda z Indonezją zaczęła się na lotnsiku w Warszawie, gdzie wsiedliśmy do samolotu linii Emirates, który zabrał nas do Dubaju, gdzie mieliśmy przesiadkę w drodzę do Dżakarty - stolicy Indonezji. Jeśli chodzi o linie Emirates, nasze spostrzeżenie było takie, że według nas są one jakościowo gorsze od Qatar Airways, który również ma bardzo dużo połączeń z Warszawy czy z Budapesztu do Azji i który na pewno zostanie naszym sprawdzonym przewoźnikiem na przyszłość. Jedynym plusem lotu liniami Emirates okazał się pobyt na lotnisku w Dubaju, który naprawdę warto zobaczyć, ponieważ i na nim przepych i bogactwo tego kraju bije po oczach 🙂





Do Dżakarty przylecieliśmy pod wieczór. Wylądowaliśmy na terminalu nr 2, z którego shuttle bus zabrał nas na terminal krajowy ( domestc, nr 1 ). Między terminalami są duże odległości i nikomu nigdzie się tam nie spieszy, warto więc być na lotnisku trochę wcześniej, by nie spóźnić się na samolot. Nam się wydawało, że jesteśmy na styk.... teoretycznie tak było, a w praktyce nasz samolot na Bali spóźnił się 2 godziny. Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to że na lotniku nikt nie był w stanie powiedzieć pasażerom kiedy samolot odleci. Nasz samolot po 15 minutach zniknął z tablicy odlotów, a nad bramkami nie było informacji, dokąd samoloty ( i z której godziny ) odlatują, istny cyrk 🙂 Komunikaty były podawane tylko w języku indonezyjskim i tak naprawę cudem udało się nam wsiąść do samolotu, ponieważ idąc do toalety, po raz kolejny spytałam Panią w informacji, czy już wiadomo kiedy przyleci nasz samolot. Okazało się, że samolot już prawie odlatywał !! Zdążyłam tylko szybko przebiec się po poczekalni i zawołać ludzi, którzy wiedziałam, że lecą z nami i wybiegliśmy na płytę lotniska ... Tak to nie były standardy Unii Europejskiej 🙂 Zero obsłsugi lotniska i my chodzący od samolotu do samolotu w poszukiwaniu tego dobrego !! Na szczęście nie okazało się to takie trudne, ponieważ na każdym była przyklejona kartka, na której było napisane, gdzie samolot leci ! Na koniec okazało się , że samolot jednak jeszcze sobie trochę postoi ale gdy już połowa pasażerów zdążyła skorzystać z samolotowej toalety, ruszyliśmy na Bali !! Z informacji praktycznych dodam jeszcze, że na Bali lecieliśmy tanimi liniami lotniczymi LION. Koszt biletów w przeliczeniu ok 150 zł za osobę, w cenie duży bagaż, wylot z Dżakarty z terminalu 1 B, koszt wody na lotnisku ok. 2,7 zł.
Po przygodach na terminalu miejscowym w Dżakarcie byłam w lekkim szoku i mocno zastanawiałam się co będzie na innych lotniskach w Indonezji, skoro w samej stolicy tak trudno było nam wsiąść do samolotu 🙂 Na szczęście okazało się, że inne lotniska, na których byliśmy standardem nie odbiegały już od od lotnisk europejskich i wszystko chodziło na nich jak w zegarku 🙂 Prawdopodobnie i w Dżakarcie wkrótce się zmieni ( a może i już się zmieniło ) , ponieważ kiedy byliśmy na lotnisku wykańczany był nowy terminal międzynarodowy.

Na Bali mieliśmy wykupiony nocleg 700 m od lotniska więc stwierdziliśmy, że bez sensu brać taksówkę, skoro w 5 minut dojdziemy do hostelu. Niestety byliśmy w błędzie. Przez opóźnienie dolecieliśmy późno w nocy a nasza mapa w telefonie prowadziła nas tak, że co chwilę trafialiśmy na płoty i ogrodzenia. W tym labiryncie dostaliśmy się do nie fajnie wyglądającej w nocy dzielnicy, psy szczekały a my powoli mieliśmy dość. Pozostało nam wziąć taksówkę, która podwiozła nas niecały kilometr w miejsce, z którego już łatwo znaleźliśmy hostel. Największym plusem hostelu Chillin Kuta Homestay była mimo wszystko jego lokalizacja. Rano okazało się że łatwo do niego trafić i znajduje się on praktycznie pod samym lotniskiem. Oprócz tego plusem była jego cena, ponieważ za około 45 zł dostaliśmy czysty pokój dwuosobowy z łazienką i klimatyzacją. I mimo że okolica w nocy nie wyglądała zachęcająco, hostel na jedną noc sprawdził się wyśmienicie.


